I doczekaliśmy się. Ptaszki ćwierkają, kret ryje nasz ogródek (dziwne, że ryje tylko u nas, omijając sąsiadów), tu i ówdzie przebiśniegi i krokusy wznoszą główki do słońca. Mąż zaordynował czesanie trawnika i nawet bardzo sprawnie mi to wczoraj poszło. A dziś po odebraniu Mai z przedszkola pojechałyśmy do pobliskiej stadniny oglądać koniki. Lena po chwili wachania z radością reagowała na zwierzęta: prychała, piszczała, podskakiwała. A jak weszłyśmy do stajni kucyków, to okrzykom zachwytów nie było końca. Nawet jeden z kuców został poklepany przez małolatę po łbie. Z kolei Maja oznajmiła, że jest już całkiem duża i będzie jeździła na koniu, na tym dużym, a nie na tym małym, a tak w ogóle to: "mamo zostańmy tu jeszcze, NA ZAWSZE". Lenka tylko ze zrozumieniem pokiwała głową.
Pachnie wiosną.
23 marca 2010
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz