blog dla leny

To nie jest blog o chorobie. To nie jest blog o zdrowiu.

To jest blog o rodzinie. To jest blog dla naszej córki.

18 lutego 2020

Zawodniczka

Zadałem kiedyś jednej znanej pani psycholog następujące pytanie: czy problemy życiowe, z którymi musi się mierzyć młody człowiek, zwiększają jego szansę na odniesienie sukcesu w sporcie? Niestety, pozostało ono bez odpowiedzi, ale jak prześledzić życiorysy znanych sportowców z różnych dyscyplin wnioski nasuwają się same. W kategorii wyjątków należy postrzegać tych, którzy od dziecka mieli szansę na dostatnie, bezstresowe życie, a mimo to osiągnęli szczyt. Jest takie znane powiedzenie, że każdy ma swój Everest. Jak ulał pasuje ono do chorych na mukowiscydozę. Co więcej, patrząc na moją córkę coraz częściej odnoszę wrażenie, że szczyty, na które ona wchodzi, są nieosiągalne dla osób zdrowych. Daleko zresztą nie muszę szukać potwierdzenia swojej tezy. Wystarczy spojrzeć w lustro.

Nie, to nie jest post, szalonego rodzica, który widzi w swoim dziecku przyszłą mistrzynię olimpijską, frustrata, który z trybun ubliża trenerom i innym dzieciom czy mądrali sprzed telewizora. To jest post rodzica, którego dziecko zakochało się w nartach biegowych i pomimo swojej choroby wylądowało w szkole sportowej. Rodzica, który całymi miesiącami zastanawiał się, czy to dobry pomysł. Rodzica, który usłyszał ostatnio od trenera, że Lena jest dokładnie takim typem dziecka, jakie powinny chodzić do tej szkoły.

Nie, Lenka nie może liczyć na żadne fory w związku ze swoją chorobą. Nawet nie wiem, czy inne dzieci zdają sobie sprawę z tego, że jest chora.

Pierwszy raz kiedy nasza córka miała na nogach narty biegowe, jest dobrze udokumentowany. Było to przy okazji kręcenia tego krótkiego filmu, podziękowań dla Justyny Kowalczyk.

Lenka pomimo swoich ciężkich mutacji jest w świetnej formie. Choć trudno w to uwierzyć, niektórzy jej rówieśnicy są już kwalifikowani do przeszczepów. Dziś, oczywiście, takich przypadków jest coraz mniej, ale wciąż się, niestety, zdarzają. Za każdym razem, kiedy o nich słyszymy, zastanawiamy się, czy po prostu mamy szczęście czy jednak robimy coś dobrze. A może jedno i drugie?

A może to kwestia Leny charakteru, żeby nie powiedzieć: charakterku. Tego, że nie odpuszcza, że zawsze jest nastawiona na walkę, że zawsze znajduje siły na mocny finisz. Sama mówi, że jest długodystansowcem, że sprinty jej nie bawią.

Codziennie słyszę z tyłu głowy barejowe przekleństwo: Nie bój, nie bój, wyłączą ci! Wiem, że któregoś dnia ten dobry czas się skończy, ale wierzę, że to co robi teraz moja córka, nadejście tego dnia opóźnia, że przed nami naprawdę długi dystans do pokonania.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz