Tej niedzieli tata obudził się później niż zwykle. Na zegarze była 8.30 i wszyscy dookoła jeszcze spali. Ponura zadymka za oknem zachęcała raczej do powrotu do łóżka niż do wychodzenia na stok. Szybka konsultacja z zaspaną mamą - to co, mam brać Lenę na te zawody? Poczekaj, zapytam ją - odpowiedziała mama dając tacie cień nadziei na dalsze leniuchowanie w łóżku. Ech, gdyby każdego dnia w takim tempie wstawała, ubierała się i zjadła śniadanie. Dość powiedzieć, że o 8.50 byliśmy już z całym sprzętem w aucie, a Lenka w locie kończyła kanapkę. - Tata, jedziemy - zaordynowała.
Po drodze korek, dwa wypadki, podjazd, z którym nie dał sobie rady autobus. Na miejscu byliśmy już po rozdaniu numerów startowych. Szybka konsultacja z organizatorami - Lenka może startować nawet bez numeru, byle szybko była na starcie, bo jej grupa za chwilę rusza. Na przejazd próbny nie ma już czasu. - Wiesz, jak masz jechać? - pyta tata obejmując córkę na starcie. - Nie wiem i boję się - odpowiada Lenka. - To patrz na nią - pokazuje tata i wychyla córkę na boki, kiedy jedna z jej poprzedniczek ruszyła na trasę. - Czerwona z lewej, niebieska z lewej, czerwona z prawej. - Tato, przestań, już wiem.
Poszła!
Po dojechaniu na metę Lena nie chciała słuchać, że organizatorzy muszą jeszcze przygotować rankingi, a na uczestników czeka w bufecie posiłek. Liczyły się tylko, no właśnie, co? Tata myślał, że w tym wszystkim chodzi o tą małą torebkę z logo znanego producenta klocków. Jakaż naiwność i jawna niesprawiedliwość! - Tato, czekamy na mój puchar - zaordynowała Lena. - Wiesz, może się tak zdarzyć, że puchar dostanie ktoś inny - odpowiedział tata, który zdążył już sprawdzić wynik córki.
Skończyło się na medalu za udział. Medalu, który Lena potem nosiła cały dzień z dumą na szyi, a następnie trafił na honorowe miejsce obok wyróżnień siostry.
I pomyśleć, że tego dnia wszystko przemawiało za tym, żeby zostać w domu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz