Po szkarlatynie przyszła pora na ospę. W czwartek Maja właściwie prosto z przedszkola poszła do lekarza na potwierdzenie domysłów mamy. Ospowe krosty zaatakowały najpierw szyję, a następnie plecy. Potem poleciało równo po całym ciele. Nadzieja, że szczepiona przeciwko ospie i w trakcie leczenia na szkarlatynę Lena uchroni się przed zarazą, odeszła w dal następnego dnia, kiedy córka zademonstrowała swoje ciałko i z satysfakcją wydała wyrok, że i ona będzie miała fioletowe kropki. Kostropate panny miały zostać sfotografowane, na co Maja zdecydowanie odmówiła, podczas gdy Lena z dumą prezentowała każdą możliwą krostę. W końcu udało mi się namówić dziewczyny do wspólnego zdjęcia, mówiąc, ze wyślemy fotkę martwiącej się o dzieci babci.

Na razie na placu boju ostaje się Ignacy, który dzielnie, przeciwstawia się szerzącym się w domu plagom. Na matczynej piersi chowany, to się nie daje. Póki co.
oj biedulki... :(
OdpowiedzUsuńściskamy Was mocno
Aga M.
plagi egipskie jakieś :O prosze już przestać, bo już nudno się czyta! :D kasia
OdpowiedzUsuńZdrówka dla Biedroneczek :) i dla dzielnego Ignasia również.
OdpowiedzUsuń