Wyjście było poprzedzone nerwami Mamy (ech, ta burza ciążowych hormonów), że 'jak zwykle zbieramy się za późno' i negocjacjami ze starszą córką, która od czasu kiedy usłyszała, że w górach są groźne niedźwiedzie, każdą wymówkę, żeby nie przekraczać granicy Tatrzańskiego Parku Narodowego, uznaje za dobrą. Młodsza, dla której siostra jest od jakiegoś czasu wzorem do naśladowania w takich sytuacjach, oczywiście podzieliła ten niepokój.
Na szczęście lęki minęły w chwilę po wejściu na szlak, a wszystkie panie pokonały całą trasę praktycznie bez zająknięcia. Co więcej Lenka, dla której takie górskie wędrówki stanowią znakomitą formę rehabilitacji, protestowała przy każdej próbie pomocy, chyba że stając przed co większym kamieniem, stwierdzała, że 'przejścia nie ma'. Oczywiście po takiej wędrówce należy uzupełnić stracone kalorie.
Madzia, a pamietasz nasze wypady z rodzicami w góry?to były czasy...do dziś oglądając zdjęcia mam łezkę w oku. Ach, te wspomnienia z dzieciństwa...Maluch jakim telepaliśmy się przez pół Polski do Was,wołanie cioci:"Na pole mi już!" hehe. One tez zapamiętają te wycieczki, Co włożycie do "walizki życia" to zostanie im do końca :) Aga
OdpowiedzUsuń