"Po sukcesach ostatnich filmów, których akcja osadzona była w Europie, Woody Allen nieoczekiwanie z obrazem „Co nas kręci, co nas podnieca” powraca na ukochany Manhattan. W Cannes nowa produkcja Allena została przyjęta entuzjastycznie – publiczność nagrodziła film owacją na stojąco, w Polsce film uzyskał drugi najlepszy wynik frekwencji w historii filmów reżysera" - pisze recenzent.
Cóż zatem tym razem serwuje nam jeden z ulubionych w naszym domu reżyserów, który po latach twórczej posuchy wraca podobno do swojej życiowej formy? Główny bohater filmu - Boris Yellnikoff "to wręcz archetypiczna postać allenowskiego kina: hipochondryk, neurotyk, obdarzony nieprzeciętną inteligencją aspołeczny typ, który w teorii powinien budzić antypatię, a przy bliższym przyjrzeniu się okazuje się sympatyczną, ekscentryczną "drama queen". Oczami Borisa poznajemy świat, w którym jest tylko jedna pewna rzecz – śmierć, cała reszta pozostaje w ciągłej fluktuacji" - obrazowo opisuje inny recenzent. Mężczyzna w sile wieku, radykalnie zmienia styl życia pod wpływem uczucia do zaledwie 20-letniej Melodie, co nie pozostaje bez wpływu na jego najbliższe otoczenie i staje się powodem wielu zabawnych perypetii - dodaje przedstawiciel dystrybutora filmu.
Jakie jest przesłanie filmu Allena? Boga nie ma. Każdy prowincjusz to dewot, któremu dopiero metropolia pozwala odkryć swoje prawdziwe jestestwo. Tym wyzwoleniem okazuje się - do wyboru - poligamia albo homoseksualizm.
"See, I'm the only one who sees the whole picture. That's what they mean by genius" - mówi Allen ustami Borisa. Pozwalam zachować sobie zdanie odrębne w tej kwestii. Do następnego razu, przyjacielu.
Fragmenty recenzji za www.filmweb.pl

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz