Kilka dni temu odbierając dziewczynki z przedszkola byłam świadkiem fajnej sytuacji. Obładowane zabawkami i niedokończonymi rysunkami wyszłyśmy przed budynek i w pewnym momencie Maja się potknęła. Stojący obok chłopiec z jej grupy zaczął się śmiać, na co Maja nie zwróciła nawet uwagi skupiona na doznanych przed chwilą obrażeniach. Zachowanie kolegi nie umknęło natomiast Lenie, która z zaciśniętymi piąstkami, niczym wojowniczy kogucik, podbiegła do chłopca i krzyknęła: Nie wolno się śmiać z Mai!
Ten przejaw siostrzanej solidarności bardzo mnie wzruszył, tak samo jak wzrusza mnie ich widok gdy się całują, przytulają, bawią, dzielą zabawkami czy zwyczajnie pomagają w codziennych sytuacjach. Oczywiście sielanka między rodzeństwem jest równoważona kłótniami o zabawki, kolor talerza, wybór bajki czy uwagę rodziców, które są nieodzownym elementem naszej codzienności. Zdarza się, że dochodzi również do rękoczynów i tu prym wiedzie bardzo ekspresyjna Lenka. Nie raz nie dwa Maja dostała kuksańca, została perfidnie poszczypana czy wytargana za włosy, a i Ignasiowi też już się oberwało.
Tłumaczymy dzieciom, że używanie siły do egzekwowania swoich praw nie jest drogą, którą aprobujemy. Jako matka chciałabym być przede wszystkim świadkiem głębokich, mocnych i harmonijnych więzi miedzy moimi dziećmi. Jednocześnie zdaję sobie sprawę, że takie konflikty miedzy rodzeństwem są nieuniknione i nie ma co demonizować tych chwil, gdy z dziecinnego pokoju dochodzą odgłosy awantur. O ile nie są to oczywiście awantury karczemne, kończące się płaczem i gdy ich liczba w ciągu dnia nie przekracza akceptowalnej granicy, próbuję nie ingerować, zaciskam zęby i liczę do trzech. Nie zawsze się jednak udaje.
30 listopada 2012
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz