blog dla leny

To nie jest blog o chorobie. To nie jest blog o zdrowiu.

To jest blog o rodzinie. To jest blog dla naszej córki.

28 lipca 2010

A ja im na to: Lance Armstrong!

Są takie filmy, które zapadają w pamięć za sprawą jednej sceny. Dla mnie takim filmem jest ‘A Good Year’ Ridleya Scotta. Ilekroć go oglądam, nie jestem w stanie powstrzymać spazmatycznego wręcz śmiechu, kiedy Max – bohater grany przez Russella Crowe’a – wychylając się ze swojego żółtego Smarta, którym przyszło mu przemierzać kręte prowansalskie drogi, pozdrawia mijaną grupę francuskich kolarzy międzynarodowym znakiem pokoju i okrzykiem ‘Lance Armstrong!’. Zapewne, gdybym nie miał swoich doświadczeń z potomkami Hugo i Berlioza, nie wywoływałaby ona u mnie takich emocji.

Jednym z takich żywych wspomnień jest nasz wylot z lotniska Charlesa de Gaulle’a cztery lata temu. Pamiętam swój komentarz do panującego tam bałaganu, tylko po części usprawiedliwionego remontem terminalu. Stojąc w kolejce do trzeciej z kolei odprawy i kontroli bagażu, gdzieś na wysokości przecięcia się kolejki tych co właśnie przylecieli z kolejką tych, co właśnie wylatują, powiedziałem do świeżo upieczonej żony: - Tak wygląda słynna francuska organizacja. Na mój komentarz oburzył się stojący przed nami autochton, który ku mojemu pierwotnemu zdziwieniu, okraszonemu zapewne głupawą miną, odparł po polsku, że on też jest narodowym szowinistą i że w jego opinii na warszawskim Okęciu jest tak samo, o ile nie gorzej. Odpowiedziałem coś o 50 latach, których po wojnie nie zabrał im komunizm.

Przypomniałem sobie tę historię dziś, gdy moja żona razem z dwójką naszych córek, ma wątpliwą przyjemność korzystania z usług linii lotniczych Air France. Spodziewane opóźnienie na ten moment: 23 godziny 30 minut. Może ulec dalszemu opóźnieniu?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz