Zgodnie z rodzinną tradycją (w rodzinie od strony mamy) młodszej siostrze podczas zabawy "W dom" przypada zwykle rola... psa, którego głównym zadaniem jest siedzieć cicho pod stołem. Lena wciela się w nią z wielką pasją, choć ciche siedzenie pod stołem przerasta jej obecne umiejętności aktorskie.
W naszym domu dzieci jedzą słodycze tylko w weekendy (taka zapożyczona zasada, która o dziwo się przyjęła). W ostatnią sobotę mieliśmy okazje otworzyć paczkę wafelków - tych, na które trzeba sobie zrobić przerwę - podanych inaczej niż tradycyjnie w formie małych kostek oblanych czekoladą (Bites). Lena skrzętnie przesypała kosteczki do małej melaminowej miski i postawiła na stoliku obok taty, któremu w takich sytuacjach ciężko się oprzeć.
Gdy tylko Lena zobaczyła, jak wafelki znikają w ustach taty, podniósł się krzyk na cały dom:
- Ludziu! To nie jest dla ciebie. To jest karma dla psów!
No i trzeba było obejść się smakiem. Inna rzecz, że język dziecięcy od zawsze budzi moje zastanowienie, a szczególnie to, jak bardzo jest logiczny i oporny na wszelkie oboczności tematyczne, które choć uzasadnione historycznie, logiczne zwykle nie są.
03 grudnia 2012
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Twardy argument, bo który tata podjadałby karmę dla psów :))
OdpowiedzUsuńjak w czekoladzie, to penie paru by się znalazło ;-)
Usuńno tak "ludziu" łądnie to tak podżerać psu karmę? :)) uśmiałam sie na całe biuro hehe
OdpowiedzUsuńAga M.
to tylko próbka słowotwórcza. Dziecko jest dość kreatywne :-)
Usuń