Siedzimy sobie z Lenusią w domu, podczas gdy Tata z Mają oraz nieletnimi kuzynami i ich tatą wybrali sie do Royal Air Force Museum. Tata, lotnik teoretyk z zamiłowania, nie mógł sobie odpuścić takiej okazji; my niestety musiałyśmy zostać na posterunku - Lena od kilku dni ma wysoką goraczkę i brzydko kaszle, a sławna londynska pogoda nie nastraja do spacerów.
No więc siedzimy sobie, ucinamy pogawędki, bawimy sie figurkami z bajek, które przyniósł Mikołaj. Ten powolny dzień pozwala mi na dogłębną analizę postępow Lenki w nauce mówienia. Spośród arsenału różnych słów (m.in.myć, pić, brudne, kot, miał, korek, napka (kanapka) czy laury (dinosaury)), najczęściej artykułowane przez moją córeczkę to: nie chcę, nie spać, nie jeść, nie dać...hmm...czyżby zaczynał się właśnie bunt dwulatka?
30 grudnia 2010
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Hendon - wspaniałe muzeum! Niestety z tego co wiem Defiant z 307 polskiego dywizjonu "poszedł" na renowację.
OdpowiedzUsuńPolecam też Duxford! Ale tam, Mama z dziewczynkami muszą się uzbroić (uzbroić - tak to odpowiednie słowo) w podwójną a nawet poczwórną dawkę cierpliwości :)