Korzystajac z faktu, ze nasz pobyt w USA przypada na letnie, cieple miesiace, Mama odwiedza co poniektore "garage sales" tudziez "antiques malls" w miasteczku. I dobrze, ze sa ograniczenia w bagazu, bo inaczej pewnie wrocilaby do domu z jakims krzeslem, wezglowiem lozka, lampa albo przynajmniej kompletem naczyn. A tak ograniczyla sie do:
- kompletu sztuccow do serwowania, ponoc z lat 40 XXw.,
- wiklinowego kosza piknikowego pamietajacego pewnie prezydenture Nixona,
- czarnobialego zdjecia, wspolczesnego ale bardzo ladnego,
- 2 kompletow ubranek dla lalki Mai robionych na drutach pewnie ze 20 lat temu przez jakas zdolna babcie dla wnuczki,
- ksiazeczki dla Lenki pt. "twelve hats for lena", wydanie jak najbardziej wspolczesne(ksiazeczka zostala kupiona ze wzgledu na tytul).
- stare/nowe stroje dla lali:

- ksiazeczka za 50c.:
A moze by tak u nas zaczac organizowac tego typu wyprzedaze? Kazdy z nas zapewne ma mnostwo niepotrzebnych szpargalow z ktorymi nie wie co zrobic, a ktore u kogos innego moga liczyc na swoje drugie zycie?
dobry pomysł, mam pełną piwnicę "skarbów" męża i nie wiem gdzie je wynieść, żeby z powrotem nie trafiły do piwnicy :)))
OdpowiedzUsuńAle fajna "zdobycz": "12 hats for Lena" :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiamy serdecznie!